wtorek, 8 października 2013

Nissan 300ZX czyli marzenie dzieciaka końcówki XXw


Kochani moim czytelnicy (o ile jeszcze jacyś pozostali). Po bardzo długiej przerwie witam Was ponownie.

Taka ogromna obsuwa ma swoje podłoże w zawirowaniach w moim i mojej rodziny życiorysie (min. przeprowadzamy się do UK gdzie ja od 4 miesięcy pracuje).

Ten przydługawy, mało interesujący wstęp, ma na celu wątpliwej jakości wytłumaczenie dlaczego tak naprawdę mój blog popadł w niełaskę autora.



 

Niemniej z tym koniec, w związku z tym przedstawiam Wam dzisiaj auto, które jest kwintesencja tego  czym jarałem się za małolata czyli w latach 90tych – znanym w PL jako Nissan 300ZX.







Historia modelu zaczyna się w 1983r. na rynku japońskim (jeszcze pod marka Datsun), gdzie figurował nieprzerwanie do roku 2000 (koniec produkcji Z32) pod odpowiadającym silnikowi oznaczeniem (200Z/ZS/ZG, 300ZX). Gama silnikowa w modelu Z31 zamykała się do dwóch, o pojemnościach  2 oraz 3 litrów  wyposażonych w turbo oraz wolnossące (moce oscylujące w zakresie ~150-200BHP).







W roku 1989 pojawiła się odmiana Z32 (druga a zarazem ostatnia odsłona modelu) w której stosowano silniki tylko 3 litrowe, dysponujące odpowiednio  mocą w wersji wolnossącej ~220KM, a turbo (bi-turbo) ~300KM. Mało kto wie, że występowała również odmiana cabrio (na zdjęciu wersja hardtop).






 Kochani, ale dlaczego właściwie ten samochód tak działał na moja młodzieńczą wyobraźnie, czy to (jakże modna w latach 80 I 90) klinowata bryła nadwozia z dynamicznie (jak ja kocham to słowo) opadającą linią tylnej szyby. A może przednie lampy zagadkowy wychodzące z nadwozia a w późniejszym modelu zalotnie ukryte w zagłębieniach nadwozia. Ten samochód stojąc wyglądał na szybszego niż 90% ówczesnych pojazdów jeżdżących w PL przy max prędkości. Do tego świst dwóch turbosprężarek (kto by patrzył na modele “bez”) pobudzał wyobraźnie I ciarki na plecach u młodego maniaka prędkości I przyspieszeń rodem z myśliwców bojowych US Army.

Z może chodziło tylko o dźwięk i niebieski dymek m który w japońskim aucie z lat 90tych musiał się pojawić:







Powiem szczerze, ze jak pierwszy raz zobaczyłem 350z to bylem autentycznie załamany – co to za zabawka dla zniewieściałych fryzjerów w damskich majtkach?!

Takie były niestety trendy, nie było już miejsca na drogi i ciężki pojazd sportowy, Nissan potrzebował czegoś mniejszego, o nowoczesnym wyglądzie. Całe szczęście, że zachował się napęd RWD – co swoją drogą (moim skromnym zdaniem) przyczyniło się do sukcesu sprzedażowego.

Teraz, po latach doceniam zwartą konstrukcje I świetne właściwości trakcyjne, niemniej wtedy było to dla mnie gorsze niż Firebird z silnikiem 3.1 I automatyczna skrzynią albo Mustang z lat 80tych – porażka na całej linii i obraza dla historii modelu.

Na zakończenie dzisiejszego wywodu zapraszam na zwyczajowy filmik o prezentowanym pojeździe (wersja turbo modelu Z32):